#Ze świata nauki

STOP GMO – Myśl globalnie, jedz lokalnie.

Według mitologii greckiej boginią płodności Ziemi i urodzaju była Demeter. To ona strzegła rolnictwa i ziemi uprawnej. W Polsce XXI wieku działa nasza rodzima Demeter, szefowa Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi. Nie chce wiele – tylko dać szansę bytu małym, rodzinnym gospodarstwom – i dlatego chce – trzymać GMO z dala od nich. Rozmawiam z Jadwigą Łopatą, laureatką Ekologicznego Nobla.
Jest Pani współzałożycielką Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi. Dobrze zna Pani wiejskie realia?
Tak, miałam szczęście urodzić się na wsi i wyrastać w małym gospodarstwie rodzinnym w bardzo tradycyjnej wsi. Mieliśmy różne zwierzęta, uprawialiśmy zboża, warzywa, było dużo drzew owocowych oraz pszczoły. Sąsiedzi przychodzili pomagać w pracy, a my chodziliśmy do nich, kiedy potrzebowali pomocy. Wspólnie, społecznie naprawialiśmy drogi, budowaliśmy szkołę. Było dużo zabaw i spotkań. Wszyscy troszczyli się o zwierzęta, rośliny, ludzi. Nie było śmieci w lasach. Co jakiś czas przyjeżdżał woźnica i zabierał stare szmaty i złom. W zamian dawał naczynia lub ostrzył noże. Butelki, szklane oczywiście, bo plastikowe nie istniały, oddawało się do wiejskiego sklepu. Wszystko było pakowane w papier, a na zakupy chodziło się z własną torbą lub siatką. Zużyte książki i zeszyty odnosiliśmy do szkoły, do której chodziłam codziennie 3 km. To były wspaniałe spacery z grupą kolegów i koleżanek, wśród pięknych kasztanów i kolorowych łąk. Po drodze zbieraliśmy grzyby i spijaliśmy źródlaną wodę. Teraz takie miejsca nazywa się ekologiczną wioską. Ludzie z trudem próbują „budować” takie społeczności. Kiedy byłam młodsza wszędzie były takie wioski i to było normalne. Szkoda, że tak dużo się zmieniło na wsi i że tak dużo już straciliśmy. Po skończeniu liceum wyjechałam na studia do Krakowa. Wtedy często chorowałam. To była reakcja mojego organizmu na dramatycznie inne warunki, w jakich przyszło mi żyć. Zanieczyszczone powietrze i woda, żywność niskiej jakości i do tego stres. Po studiach podjęłam pracę jako programista w najlepszym ośrodku informatycznym w Bielsku-Białej. W tym czasie często odwiedzałam wieś i „serce mi pękało”, kiedy obserwowałam jak się zmienia, upada, traci swoje wartości. To było moją główną motywacja do podjęcia walki o polską wieś i wspaniałych rolników, którzy są skarbnicą mądrości.
Czytelnicy naszego miesięcznika znają Panią, jako działaczkę wspierającą protesty przeciwko wprowadzeniu do naszego kraju upraw GMO, wiceprezesa ICPPC, czyli Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi. Ale przecież wszystko zaczęło się w 1993 roku od ECEAT – Europejskiego Centrum Rolnictwa Ekologicznego i Turystyki. Jest Pani współzałożycielką tej międzynarodowej organizacji i pierwszym prezesem polskiego oddziału tego Stowarzyszenia.
ECEAT-Poland skupia się głównie na promocji rolnictwa ekologicznego oraz pomocy gospodarstwom, które mają atest producenta żywności ekologicznej, bądź też, które przestawiają się na ekologiczne metody produkcji. Turystyka jest tu narzędziem. Ekorolnicy mają problem ze sprzedażą swoich produktów, bo często ich gospodarstwa są położone w pięknych okolicach, ale daleko od miast. A więc wymyśliłam, że dobrze będzie, jeśli konsumenci – turyści będą po prostu przyjeżdżać do takich gospodarstw, jeść na miejscu i kupować żywność, cieszyć się pięknem natury i gościnnością gospodarzy. W dodatku takie gospodarstwa to świetne miejsca edukacji ekologicznej. Będąc w Holandii, wspólnie z kolegami opracowałam podstawy ekoturystyki na bazie ekologicznych gospodarstw rolnych. To Holendrzy byli naszymi pierwszymi turystami. Byli zachwyceni wysoką jakością naszej żywności, metodami jej produkcji, gościnnością i bioróżnorodnością. Później przyjeżdżali Belgowie, Niemcy, Francuzi, Anglicy, a nawet Amerykanie i Japończycy. W końcu i nasi rodacy docenili gospodarstwa ekoturystyczne zrzeszone w ECEAT-Poland i często do nich wracają. Teraz do sieci należy 20 państw. W Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC z kolei chodzi nam o ochronę dobrych wartości całej polskiej wsi – bogactwa natury, pięknych krajobrazów, tradycji i kultury oraz tysięcy dobrych rolników, którzy kochają ziemię, swoją pracę i swój sposób życia. Mamy półtora miliona drobnych, tradycyjnych gospodarstw rodzinnych, z czego ekologiczne – atestowane – stanowią tylko około 1%. Dobre, tradycyjne metody produkcji żywności, lokalna sprzedaż zasługują również na ochronę i promocję. Chcemy też, aby na wieś wprowadzano nowoczesne, ekologiczne technologie. Takie, które nie zniszczą bezcennych wartości wymienionych wyżej. Dlatego stworzyliśmy EKOCENTRUM ICPPC. Tutaj pokazujemy jak w praktyce sprawdzają się nowoczesne technologie ekologiczne. Można to zobaczyć na www.eko-cel.pl. Nasze polskie rolnictwo zasługuje na ochronę. I każdy może się w tę akcję włączyć. Należy popierać tradycyjnych i ekologicznych rolników, aby mogli przetrwać starcie z wielkimi korporacjami. Należy kupować dobrej jakości lokalną żywność bezpośrednio u nich i domagać się, aby Rząd RP zaczął w końcu wymiernie wspierać małe i średnie gospodarstwa rodzinne, a nie wielkie korporacje. Jeśli postawi się na monokulturowe rolnictwo wielkoobszarowe, to za kilka lat wsie będą opustoszałe, a słynna z wielkiej naturalnej bioróżnorodności polska wieś przejdzie do historii. W zamian będziemy mieli wszędzie tysiące hektarów monokulturowych upraw, np. genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy.
1 lipca 2011 roku Sejm, a 30 lipca Senat przegłosowały jednak ustawę o nasiennictwie, która de facto wprowadza uprawy GMO do Polski. Co prawda Prezydent Komorowski ustawę tę zawetował, ale to jeszcze nie koniec batalii.
Politycy powtarzają, że rolnicy stracą, jeśli nie zostaną wprowadzone uprawy GMO. Nie mówią jednak, że próby pogodzenia tych dwóch różnych typów rolnictwa – z GMO i tradycyjnego – oczywiście będą skutkowały zwyżką cen żywności bez GMO, z powodu wzrostu kosztów kontroli przed zanieczyszczeniem na każdym etapie produkcji: nasiennictwo, zbiór, transport, przechowywanie, przetwórstwo. Później dojdzie do całkowitego zanieczyszczenia i braku możliwości uzyskania plonów bez GMO, a koncerny biotechnologiczne zawłaszczą całkowicie nasiennictwo i zaczną dyktować ceny. Wtedy dopiero okaże się, co to znaczą drogie nasiona i droga żywność. Na razie korporacje produkujące nasiona GMO sprzedają je tanio lub nawet rozdają, aby doprowadzić do nieodwracalnego zanieczyszczenia. W USA i Kanadzie uprawy soi, kukurydzy i rzepaku są całkowicie zdominowane przez GMO. Tamtejsi rolnicy ponieśli olbrzymie straty, ponieważ rynki Europy i Japonii nie chciały żywności GMO. Aby ratować dochody rolników, rząd amerykański musiał przyznać nadzwyczajne dotacje w wysokości 12 miliardów dolarów w latach 1999-2002. W 2002 r. Senat USA przeznaczył 180 miliardów dolarów na subwencje dla rolników na następne 10 lat. Logiczne jest więc natarcie na UE w celu wymuszenia przyjęcia technologii GMO, aby zapewnić rolnikom z USA rynki zbytu. Trzeba jasno powiedzieć, że produkcja bez GMO będzie niemożliwa, gdy rozpowszechnią się w Polsce uprawy roślin zmodyfikowanych. Nastąpi upadek większości gospodarstw ekologicznych i tradycyjnych. Konkurencja tylko czeka, aby usłyszeć, że w Polsce dopuszczono uprawy GMO, aby to nagłośnić i odebrać nam rynki zbytu jeszcze dobrej żywności. Każdy musi uświadomić sobie, że ta ustawa to akt prawny, od którego zależeć będzie, czy my i przyszłe pokolenia będziemy mieć na stołach prawdziwe jedzenie, czy tylko laboratoryjne, szkodliwe dla zdrowia wynalazki z GMO. Do walki o zablokowanie ustawy o nasiennictwie włączyły się różne środowiska (naukowcy, rolnicy, artyści, przedsiębiorcy, konsumenci) i inicjatywy obywatelskie. W efekcie (a może dlatego, że zbliżały się wybory?) Prezydent zawetował tę ustawę. Równocześnie jednak stwierdził, że „nie znajduje potwierdzenia, że żywność GMO jest niezdrowa”. Może zmieni zdanie po ostatniej debacie…
Panuje taka opinia – powielana przez większość mediów – że przeciwnikami wprowadzenia upraw GMO w Polsce są jedynie tzw. „zieloni” – ekolodzy, którzy nie mają zbyt wielu rzeczowych argumentów i tylko straszą społeczeństwo.
Przeciwnikami GMO w rolnictwie i żywności mieliby być tylko ekolodzy i ekorolnicy? To nie jest prawda. W Polsce istnieje duży opór społeczeństwa i lokalnych władz/instytucji. Przeciw GMO opowiedziały się: Izby Rolnicze, Konwent Marszałków, Sejmiki Wojewódzkie czy Komitet Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk, będący szeroką reprezentacją środowisk akademickich kraju, a także zdecydowana większość Polaków – niezależnie od zawodu. Wiedzą oni – między innymi dzięki naszym działaniom – że dopuszczenie upraw GMO w Polsce doprowadzi do szybkiego zanieczyszczenia tradycyjnych i ekologicznych upraw. Bo to są fakty. Pyłki roślin GM są przenoszone przez wiatr, owady, ludzi i sprzęt na sąsiednie uprawy – i nie sposób temu zapobiec. Poza tym – i to jest przecież niepodważalne – nigdy wcześniej genetycznie zmodyfikowane organizmy nie były częścią ludzkiej diety. Nie zbadano, czy są one bezpieczne. A wyniki badań prowadzonych przez niezależnych naukowców, polegających na karmieniu zwierząt paszą z GMO, są co najmniej niepokojące. Wykazano poważne zmiany w nerkach, wątrobie, trzustce, większą śmiertelność młodych po urodzeniu i bezpłodność matek w trzecim pokoleniu. Żywność oparta na surowcach otrzymanych z roślin transgenicznych została dopuszczona decyzją polityczną, a nie w oparciu o solidne badania w laboratoryjne. Na przykład w USA z góry założono, że organizmy transgeniczne/GMO są nowymi, naturalnymi odmianami, a więc nie wymagają dokładnych badań czy testów, np. toksykologicznych; nie muszą też być oznakowane.
Co my, konsumenci możemy robić?
Trudno znaleźć w sklepie produkt przetworzony, który nie zawiera białka sojowego genetycznie zmodyfikowanego. Należy uważnie czytać etykiety, zwracając uwagę na obecność izolatu białka sojowego. Ten substytut mięsa używany jest powszechnie jako dodatek do wędlin. Lecytyna sojowa jest z kolei używana do produkcji słodyczy, a mąka sojowa do wypieków i konserw. Najpewniejszą metodą unikania zmodyfikowanych genetycznie składników jest rezygnacja z produktów wysoko przetworzonych, kupowanie produktów z certyfikatem ekologicznym lub od znajomego rolnika, który nie karmi zwierząt paszą z GMO. Polscy konsumenci muszą się też aktywnie zaangażować się w obronę swojego zdrowia, różnorodności biologicznej oraz dobrej żywności przed genetycznym eksperymentem wymykającym się spod kontroli. Minimum co można zrobić, to podpisać i nagłaśniać petycję w tej sprawie – jest ona dostępna na stronie www.alert-box.org (publikujemy ją także obok – przyp.red.). Koniecznie trzeba też włączyć się w działania w ramach Festiwalu „Natura i Kultura. STOP GMO. Ocalić Polskie Nasiona”. W Anglii pod presją konsumentów supermarkety wycofały modyfikowaną żywność z półek sklepowych. We Francji i Niemczech oznakowane są nawet produkty od zwierząt karmionych paszami bez GMO. To ostatni dzwonek, aby w Polsce doprowadzić do zakazu upraw GMO i powolnego wycofania pasz i żywności z GMO. Należy domagać się natychmiastowego wprowadzenia zakazu upraw GMO w Polsce oraz egzekwowania wykonywania obowiązków w zakresie kontroli, monitoringu i penalizacji przypadków nielegalnych upraw przez powołane w tym celu resorty i podległe im służby. Współistnienie rolnictwa wolnego od GMO z tym stosującym GMO jest niemożliwe i zostało to wielokrotnie udowodnione. Skażenie genetyczne w takiej sytuacji byłoby nieuniknione i nieodwracalne. Rządzący wprowadzają opinię publiczną w błąd. Stwarzanie pozorów regulacji „koegzystencji” (sąsiadowania upraw GM z tradycyjnymi) to tylko metoda narzucenia GMO wbrew preferencjom obywateli.
Opanowanie głodu na świecie. To często wykorzystywany argument zwolenników GMO.
Ale to właśnie GMO powoduje pogłębianie się problemów głodu na świecie. Udowodniono to wielokrotnie, że z łatwością wykarmimy świat, jeśli postawimy na lokalne, tradycyjne, proekologiczne rolnictwo. Natomiast jeżeli dopuścimy do dalszego rozprzestrzeniania upraw GMO, to bieda i głód będą się zwiększać, a jedynymi beneficjentami z wprowadzania GMO będą ponadnarodowe korporacje. W kwietniu 2008 r. opublikowano raport nt. rolnictwa na naszym globie, zatytułowany „Międzynarodowa ocena wpływu nauk i technologii rolniczych na rozwój”. Opracowany przez 400 naukowców i sygnowany przez 58 rządów krajów całego świata, opublikowany na zlecenie ONZ i Banku Światowego, jasno stwierdza, że uprawy GMO nie stanowią rozwiązania w zwalczaniu głodu, biedy czy zmian klimatycznych. Pamiętajmy: żywność jest towarem strategicznym. Kto kontroluje żywność, ten kontroluje świat! I o to przede wszystkim chodzi.
10 lat temu otrzymała Pani Nagrodę Goldmana. Co roku nagrodę taką otrzymuje tylko jeden przedstawiciel danego kontynentu. Nagroda ta nazywana jest Ekologicznym Noblem. Poczuła się Pani szczególnie doceniona?
W USA, Kanadzie i w Zachodniej Europie wsie są puste, są „sypialniami” dla ludzi pracujących w mieście. Gospodarstwa są olbrzymie, monotonne, środowisko naturalne ubogie, zniszczone agrochemią i przez genetycznie zmodyfikowane uprawy. Ludzie z „wielkiego i bogatego świata” wiedzą, że popełnili wielki błąd, którego nie można naprawić. Zniszczyli coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze. Chodzi mi o bogactwo przyrodniczo-kulturowe i wspólnoty wiejskie. I ten „wielki świat” docenił właśnie polską wieś i tradycyjnych rolników, przyznając mi nagrodę za pracę na ich rzecz. Pieniądze też się przydały. Dzięki Nagrodzie Goldmana mogliśmy, w ramach ICPPC, kontynuować nasze działania, szkolenia, warsztaty. A przede wszystkim zbudować EKOCENTRUM ICPPC, do którego zapraszam. Promujemy w nim nowoczesne, ekologiczne technologie, w połączeniu z tradycyjnymi. Prowadzimy też różne warsztaty. Więcej na ten temat można znaleźć na www.eko-cel.pl. Muszę jednak dodać, że w czasie kiedy w 2002 r. odbierałam Nagrodę Goldmana miałam w sobie więcej entuzjazmu i nadziei na pozytywne zmiany. Teraz ciężko je znaleźć. Tysiące małych, lokalnych, dobrych przetwórni upadło. Z tego powodu np. rolnicy nie mają gdzie sprzedawać mleka, a więc sprzedają krowy. To zmienia krajobraz i zmusza rolników do stosowania chemicznych nawozów. Środowisko jest coraz bardziej zanieczyszczone. 85% unijnych dotacji trafia do 20% gospodarstw. Korzystają tylko olbrzymie farmy, które często są w obcych rękach np. amerykańskich lub duńskich biznesmenów. Ich sposób gospodarowania dramatycznie niszczy nasze środowisko naturalne. Jakość żywności jest coraz gorsza. Stajemy się „nowocześni”, bezkrytycznie przejmujemy „nowinki”, zbyt łatwo zapominamy o naszej tradycji. A tymczasem wygra tylko ten, kto postawi na jakość, a nie na ilość. Jakość i lokalna sprzedaż to jest nasza dobra przyszłość. Jest takie dobre hasło dla konsumentów, którzy chcą zachować zdrowie: „Myśl globalnie, jedz lokalnie i sezonowo”. Najlepiej zaopatrywać się u zaprzyjaźnionego rolnika i szczególnie doceniać jego pracę, bo bez tradycyjnej wsi nie będzie zdrowej żywności.
Dziękuję za rozmowę.
Ewa Borycka-Wypukoł
Jadwiga Łopata – absolwentka UJ, ekolog, inicjator i wiceprezes Międzynarodowej Koalicji dla Ochrony Polskiej Wsi – ICPPC, laureatka Nagrody Goldmana (Ekologiczny Nobel), nominowana członkini Międzynarodowej Organizacji Innowatorów Społecznych ASHOKA, przez 10 lat prezes Europejskiego Centrum Rolnictwa Ekologicznego i Turystyki, odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi.
International Coalition to Protect the Polish Countryside (ICPPC – Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi), 34-146 Stryszów 156, tel./fax. +48 33 879 71 14
www.icppc.plwww.gmo.icppc.plwww.eko-cel.pl, e-mail: biuro@icppc.pl

Kuchnia Kazimierza Wielkiego

XVII SPŁYW KAJAKOWY OPTYMALNYCH