Mięso z probówki?
Wyobraźmy sobie hamburgera, którego mięso pochodzi nie z rzeźni, lecz z laboratorium. Wyobraźmy sobie, że smakuje podobnie, wyglądem również nie różni się od zwykłego mięsa. Wyobraźmy sobie wołowinę, która z roku na rok tanieje, bo wymaga mniej nakładu funduszów niż ta, która powstaje w laboratorium. Jeśli żylibyśmy dokładnie tak samo, przy okazji mniej wydając i chroniąc zwierzęta (a przy okazji także Ziemię), czy chcielibyśmy powrócić do prawdziwego mięsa, odrzucając zalety kotletów, steków i wędlin in vitro?
Mimo świetlanego scenariusza, który rysuje się przy okazji dyskusji nad koncepcją mięsa „hodowanego” w laboratorium, wciąż jednak ludzkość podchodzi do tej idei sceptycznie. Wydaje się jednak wielce obiecująca. O co tak naprawdę chodzi?
Mięso in vitro, tuż obok zapłodnienia in vitro i wielu innych „in vitro” w naszym szybko rozwijającym się świecie, w istocie ma być produktem powstałym w laboratorium, w naczyniach hodowlanych. Nie będzie jednak ono sztuczne – jego pochodzenie będzie w pełni naturalne. Przepis jest banalnie prosty i za sprawą rozwiniętych metod biologii molekularnej i dobrej aparatury bardzo łatwo zrealizować go w większości laboratoriów świata. W istocie, dokonano już tego w kilku miejscach, m.in. na Uniwersytecie w Utrechcie w Holandii. Tamtejsi naukowcy pobrali z krowiego mięśnia kilka tysięcy komórek macierzystych (z zaledwie wycinka ciała zwierzęcia), które następnie umieścili w szalce Petriego i za pomocą specjalnych substancji (m.in. czynników wzrostu) i w odpowiednio skomponowanej pożywki niejako zmusili komórki do proliferacji (namnażania) i różnicowania (specjalizacji) w dorosłe komórki mięśnia szkieletowego. Mięso, które kupujemy w sklepach i z którego przyrządzamy potrawy to przede wszystkim tkanka mięśniowa, ale w podobny sposób można by produkować in vitro wątróbki, móżdżki, flaczki i inne mięsne przysmaki.
ŻRÓdłem mięsa byłoby zatem narodzone w naturalny sposób zwierzę, zdrowe i żyjące w chwili, gdy konsumujemy danie z jego komórek. Naukowcy powtarzają, że musimy zdać sobie sprawę z potężnych możliwości, jakie daje nam nauka wykorzystująca naturalne procesy, które w dużej mierze udało się poznać i przenieść w cztery ściany laboratorium. Eksperci zaznaczają, że nie robią tego dla swojego widzimisię ani dla kariery, lecz przede wszystkim dlatego, że świat stoi przed wielkim zagrożeniem. Konwencjonalne metody hodowli mięsa sieją spustoszenie w środowisku naturalnym. Odpady rolnicze odpowiadają za znaczną część zanieczyszczenia – pod tym względem wyprzedzają nawet motoryzację i transport! Ponadto, pomysł mięsa in vitro przypadłby do gustu także tym, którzy są zwolennikami ochrony życia zwierząt. Przypuszcza się, że wegetarianie spojrzą na mięso z probówki przychylnym wzrokiem.
Sukces zespołu holenderskiego, nie był jednak zadowalający. Wprawdzie za pomocą specjalnych „ćwiczeń” badaczom udało się stworzyć dorodne (jak na skalę laboratoryjną) włókna tkanki mięśniowej, lecz wyglądały one jak kawałki przegrzebków o gumowatej strukturze przypominającej mięso kalmarów.
Na krótko przed pracami naukowców z Utrechtu, NASA sfinansowała eksperyment naukowy, który miał na celu produkcję laboratoryjnego mięsa rybiego. W rzeczywistości powstał kawałek rybnego filetu, wyprodukowany in vitro z komórek mięśnia szkieletowego złotej rybki. Następnie, gdy filet osiągnął satysfakcjonujące NASA rozmiary, został przyrządzony i podany na talerzu sponsorom. Smakował zupełnie jak prawdziwa ryba, choć z jakiegoś względu naukowcy nie doczekali się kolejnych funduszy na badania i eksperymenty.
Choć idea produkcji mięsa in vitro jest chwalebna, to budzi wiele kontrowersji. Wielu sceptyków zaczyna się zastanawiać dokąd zmierza świat i jak daleko zabrniemy w swoich naukowo-technologicznych poczynaniach by przeżyć i opanować nasz glob. Co więcej – jak bardzo ingerować będziemy w naturę, by wciąż stawiać gatunek Homo sapiens na piedestale. Te i inne kwestie nurtują etyków na całym świecie. Nurtują także naukowców, którzy chcieliby by przepis na mięso z probówki trafił do zakładów mięsnych i zastąpił rzeźnie. Niektórzy mówią nawet, że to nieuniknione, w innym razie grozi nam śmierć głodowa i to we względnie niedalekiej przyszłości. Naukowcy zastanawiają się także jak świat odbierze nowy rodzaj mięsa, czy nie pojawią się opory przed zakupem laboratoryjnych kotletów, udek, piersi z kurczaka. Być może potrzebne będą opinie autorytetów, którzy przekonają społeczeństwa, że takie mięso może być w pełni wartościowe, smaczne, a nawet tańsze. Jeszcze przed wojną, sam Winston Churchill w swojej książce wydanej w 1932 roku pisał, że nonsensem jest hodowla całego kurczaka, by potem konsumować niektóre jego części. Z typową dla siebie pewnością dodał, że wkrótce będziemy produkować we właściwych warunkach mięso w laboratorium.
Pod względem konsumpcji mięsa wielu z nas jest w pewnym sensie hipokrytami. Wiemy, że jemy martwe zwierzęta, ale nie myślimy o tym, spożywając posiłek. Nasza moralność jest zdolna, zdaniem etyków, wiele znieść. Dlaczego mielibyśmy mieć opory przed jedzeniem mięsa z próbówki, jeśli wyglądałoby i smakowałoby tak samo jak to z rzeźni? Po pewnym czasie zapomnielibyśmy, że jemy produkt in vitro, tak jak zapominamy, że mamy na talerzu kawałek martwej krowy.
Naukowcy z Uniwersytetu w Maastricht ogłosili, że kwestią miesięcy jest pierwszy na świecie hamburger in vitro. Świat czeka ze zniecierpliwieniem. Przemysł mięsny jest żywo zainteresowany, ale także zaniepokojony mającą nadejść mięsną rewolucją. Póki co, cieszmy się smakiem prawdziwego mięsa, bo być może to z probówki jednak nie sprosta wymaganiom naszych kubków smakowych.
http://odkrywcy.pl/kat,111398,title,Mieso-z-probowki,wid,13548799,wiadomosc.html
No cóż, czyżby lobby wegetariańskie było tak silne? A co do opinii tzw. autorytetów – znamy taką dotyczącą Żywienia Optymalnego. I dlatego – tak czy inaczej – mówimy stanowcze „nie” dla mięsa z probówki, a "tak" dla ekologicznego rolnictwa.